Archiwum

Archiwum dla ‘Bez kategorii’ Kategoria

Fortepian już jest

Lipiec 23rd, 2019 Komentarze wyłączone

Fortepian w Synagodze już jest !!!

SAM_3361_DxO

Pięknie odrestaurowany fortepian wzbogacił wnętrze Synagogi Rutika – teraz czekamy na pierwszy koncert, który odbędzie się prawdopodobnie we wrześniu.

SAM_3346_DxO

Kategorie:Bez kategorii Tagi:

Fortepian w Synagodze

Czerwiec 5th, 2019 Komentarze wyłączone

Fundacja Beiteinu Chaj postanowiła wzbogacić wnętrze synagogi o fortepian. Do tak szacownego wnętrza nie może to być instrument nowy, ale taki posiadający swoją historię. Wybór padł na stuletni fortepian firmy „SCHIEDMAYER”.

IMG-20190531-WA0035_DxO

Fortepian po fachowej renowacji i strojeniu znajdzie miejsce w synagodze w drugiej połowie lipca. Gdyby ktoś z Państwa mógł wspomóc Fundację w realizacji tego projektu prosimy o wpłatę na konto Fundacji:

PL 03 1240 2021 1111 0010 4592 9033

W przypadku wpłat z zagranicy: pełny numer konta wraz z kodem Swift znajduje się w zakładce „datki/jak przekazać datek”

Kategorie:Bez kategorii Tagi:

Rocznica powstania w getcie warszawskim

Kwiecień 23rd, 2019 Komentarze wyłączone

19 kwietnia w kolejną 76 rocznicę powstania w getcie warszawskimSAM_1868_DxO, która tak jak w 1943 roku wypadała w wigilię żydowskiego święta Pesach złożone zostały kwiaty i zapalone znicze pod pomnikiem znajdującym się przed synagogą Rutika.

Kwiaty złożyli:

- Burmistrz Dzierżoniowa pan Dariusz Kucharski;

- przedstawiciele dzierżoniowskiego oddziału TSKŻ;

- przedstawiciele Fundacji Beiteinu Chaj.

 

 

SAM_1871SAM_1876_DxO

 

 

 

 

 

 

 

 

SAM_1886_DxO

Kategorie:Bez kategorii Tagi:

Koncert Wiosenny w Synagodze

Kwiecień 4th, 2019 Komentarze wyłączone

SAM_1781We wtorek 2 kwietnia o godzinie 17.30 w Synagodze Rutika odbył się wspaniały Koncert Wiosenny uczniów szkoły muzycznej „d-moll” Pani Doroty Mól z Bielawy. Sala zapełniła się uśmiechniętymi i pięknie wiosennie ubranymi dziećmi oraz ich dumnymi rodzicami i dziadkami.

 

 

 

SAM_1787

 

 

 

 

Koncert rozpoczął występ zespołu wokalnego „D-MOLLKI” a następnie każde z wychowanków szkoły wykonało swój popisowy utwór (głównie na   fortepianie ale również na akordeonie i skrzypcach).

 

 

SAM_1793SAM_1807

 

 

 

 

 

 

 

 

SAM_1829SAM_1811

 SAM_1836SAM_1850

 

 

 

 

 

 

 

A na zakończenie cała sala wykonała kanon „Ptasia Orkiestra”

Kategorie:Bez kategorii Tagi:

Wspomnienia z dawnych lat

Marzec 20th, 2019 Komentarze wyłączone

Publikujemy za zgodą autora Pana Marcina Perlińskiego jego wspomnienia z jego dziecięcych zabaw w synagodze i jej otoczeniu:

Tak się składa, że od ponad trzech lat późnym wieczorem (tzn. po godzinie 22:00) robię sobie codzienne spacery o długości około 10 kilometrów i zawsze przechodzę w pobliżu synagogi (tak troszkę bardziej dołem i koło sklepu, gdzie Pani Norkowska szyła kiedyś czapki i futra). Kilka lat temu przejeżdżałem tamtędy nawet samochodem w dzień i widziałem najprawdopodobniej rabina oraz jego pomocnika. Pan uznany przeze mnie za rabina był bardzo zadbany i miał pod tradycyjną rytualną kapką/pelerynką (?) niezwykle elegancki, bardzo dobrze skrojony i dopasowany oraz nadzwyczaj idealnie wyprasowany garnitur. Przyznam szczerze, że nie wiedziałem, że można aż tak perfekcyjnie wyprasować garnitur.

W roku 1981 lub 1982, czyli kiedy miałem 10 lub 11 lat, synagoga, zwana wtedy przez nas wszystkich „burznicą” lub „kościołem żydowskim”, była zamknięta i niemalże „zabita dechami”. Całe bandy takich urwisów jak ja grasowały i bawiły się „w wojnę” w pobliżu murów obronnych i samej synagogi, popalały bardzo trudno wtedy dostępne „kartkowe” lub „peweksowe” papierosy (względnie kiepy), próbowały popijać tanie wino, obmacywać te niezwykle nieliczne „bardziej chętne” koleżanki, a w najbardziej skrajnych przypadkach durnoty nawet wąchać „Butapren” (bo woreczki z nim czasami można było znaleźć w pobliżu). Po wyważeniu przez kogoś przy pomocy większej deski tylnych drzwi (tych od strony „baszty” ze schodkami) udało nam się wejść na górę po częściowo zarwanych schodach i obejrzeć sobie na przykład główną halę świątyni. Wszędzie leżały setki (jeśli nie tysiące) porozrzucanych karteczek o rozmiarach nieco mniejszych (tzn. krótszych) od tabliczki czekolady, zadrukowanych „pismem hebrajskim” (jak mnie poinformował jeden z kolegów). Niektórzy takie karteczki zabierali ze sobą na pamiątkę i potem chwalili się tym w szkole. Duża część okien była powybijana, szkło leżało na podłodze. Tablice z dziesięcioma przykazaniami w kolorze jasnego piasku lub jasnego popielu leżały na środku sali,  można było po nich chodzić i deptać. Pamiętam, że schyliłem się, żeby wziąć je do ręki i unieść nieco, bo ciekawiło mnie, z jakiego materiału to jest zrobione – jeśli dobrze pamiętam, to nie była to blacha, a raczej rodzaj jakiejś solidnej zwartej dykty czy sklejki. Pionowe drewniane szczebelki okalające sekcje czy „balkony” przeznaczone dla wiernych, podobne trochę do tego, co w naszych katolickich kościołach nazywamy balaskami, były wyłamane lub właśnie wyłamywane. Pamiętam to dokładnie, bo prawie wszyscy ganialiśmy i bawiliśmy się w „czterech pancernych” i „zdobywanie Berlina”, a jednym ze sposobów przejścia dalej było wyłamywanie „z kopa” wspomnianych szczebelków. Rozwalali wszyscy, rozwalałem i ja – przypominam sobie, że na pewno „wykopałem” przynajmniej jeden ze szczebelków i że to „bardzo ciężko szło”, więc zaprzestałem, bo zabolała mnie noga – słabe chłopięce „szkitki” i zwykłe tenisówki nie nadawały się do takich „frontowych akcji”, ale że „chłopacy” ze starszych klas „ostro dawali czadu”, to dobrze pamiętam, gdyż cała synagoga aż trzeszczała od demolki. Nasz pobyt wewnątrz budynku nie trwał dłużej niż dosłownie kilka minut, bo chyba ktoś krzyknął, że „gestapo jedzie”, co oznaczało, że ulicą przejeżdża milicyjna „nyska” (i chyba nawet nie jechała obok samej burznicy – najprawdopodobniej ktoś za szybko spanikował, czyli używając ówczesnej terminologii „spultał”).

To takie historyczne wspomnienia z dzieciństwa. Dziś pewnie aż tak bym nie rozrabiał, ale wtedy to było naturalne i tak oczywiste jak oddychanie powietrzem. Na mur obronny wbiegałem po schodkach i nie bojąc się, że spadnę goniłem wspinając się i opuszczając po górnym wieńcu konstrukcji aż pod samą wieżę ciśnień. Kilka lat temu próbowałem to częściowo powtórzyć i już nie odważyłem się, bo bałem się, że po prostu spadnę (stary koń ma większe wymiary i znaczniejszy ciężar od chłopięcia, więcej do stracenia i więcej rozumu/strachu w głowie). 

Pozdrawiam serdecznie.

Marcin Perliński / Dzierżoniów”

 

Kategorie:Bez kategorii Tagi: